Parasite. Pasożyt nasz powszedni

Niżej od nich – już nic. Bong Joon-ho wybiera na bohaterów Parasite ludzi, którzy nie mają nic do stracenia. Żyją obok, ale pozostają niewidzialni. Przynajmniej do momentu, w którym społeczne bariery zaczynają pękać.
Bezrobotny kierowca Kim Ki-taek mieszka z żoną Choong-sook, synem Ki-woo i córką Ki-jeong w piwnicznej suterenie. Rodzina dorabia, jak może, ale pieniędzy nie wystarcza właściwie na nic. Wszystko zmienia się, gdy przyjaciel młodego Ki-woo wyjeżdża za granicę na studia. Chłopak przejmuje po nim posadę korepetytora zamożnej rodziny Parków. Wkrótce cała rodzina Kimów, podając się za obcych sobie ludzi, zaczyna pracować w eleganckiej posiadłości.
Ten tekst piszę w pierwszym tygodniu po kinowej premierze Parasite. Celowo pomijam niektóre wątki i powstrzymuję się od głębszej analizy, by nie psuć nikomu przyjemności z oglądania. Idźcie na to, póki grają!
Bolesna symbioza
Parasite to film zbudowany na dualizmach. Jest odwieczna walka dobra i zła, jest góra i dół, są kobiety i mężczyźni, bogaci i biedni. Wydaje się, że Bong Joon-ho kreśli podziały grubymi kreskami… ale chwilę później zabiera się za staranne i drobiazgowe cieniowanie.
Najbardziej narzucającym się podziałem jest ten na biednych i bogatych. Rodzina Kimów utrzymuje się z dorywczych prac, ale stać ich jedynie na zagraconą suterenę poniżej poziomu chodnika. Po drugiej stronie jest rodzina Parków – jej głowa to prezes technologicznej firmy, więc pieniądze płyną szerokim strumieniem i mieszkańcom pięknego domu niczego nie brakuje.

Oczywiście Parkowie zatrudniają gosposię, kierowcę i prywatnych nauczycieli dla swoich dzieci. Każdą z tych posad zajmuje osoba o niskim statusie społecznym. Nie ma tu jednak mowy o klasowej solidarności, której jakąś formę można było znaleźć choćby w świetnym filmie To my. Ubodzy Kimowie zrobią wszystko, by przejąć posady innych, równie biednych ludzi. Sukcesywnie doprowadzają do zwolnienia kolejnych członków domowej służby i nawet jeśli miewają wyrzuty sumienia, to tylko przez chwilę.
Ki-Woo (Woo-sik Choi), znając romantyczne plany swojego poprzednika, zaczyna flirtować z córką bogaczy. Jego siostra, Ki-jeong (So-dam Park), wymyśla traumatyczne przeżycia, których rzekomo miał doświadczyć mały chłopiec, by ugruntować swoją pozycję tutorki. Ich rodzice, Ki-taek (Kang-ho Song) i Choong-sook (Hye-jin Jang), wydają się podchodzić do swoich codziennych obowiązków z większą pokorą, co nie przeszkadza im w urządzeniu zakrapianej imprezy pod nieobecność gospodarzy.
Jednak nie tylko biedni mają coś za uszami. Park jest prezesem technologicznego start-upu. Zajmuje się sprzedawaniem marzeń, o których jego klienci nawet nie wiedzieli, że je mają, dopóki nie zobaczyli kolejnego nowego gadżetu. Jednak – podobnie jak oni – mężczyzna żyje w świecie fantazji. Widać to, gdy mówi o biedniejszych od siebie.

Z poważną miną komplementuje swojego szofera, który nigdy się nie spoufala, czy gosposię, która doskonale gotuje, a w sypialni najbardziej podnieca go… tania bielizna. Pan Park uważa siebie za zbawcę setek tysięcy klientów i dobrodzieja biednych. Jest świadom swojej pozycji i tego, że wszyscy oceniają jego zachowanie. Dopiero gdy myśli, że nie słyszy go nikt poza żoną, rozprawia o „smrodzie gotowanych szmat”, który czuć od nowych pracowników. Jak większość bogaczy, nie potrafi wyjść poza własną klasę. Nosi różne maski: kochającego męża, wyrozumiałego ojca i hojnego pracodawcy. Jedne trzymają się twarzy lepiej niż inne – czasem wystarczy chwila rozluźnienia, by zaczęły spadać.
Zbrodnicza przestrzeń
Ten podział został doskonale rozrysowany w przestrzeni przedstawionego świata Parasite. Biedna rodzina Ki-Woo mieszka w suterenie, z poziomu piwnicy obserwują życie slumsu. Nawet zataczający się na ulicy pijak patrzy na nich z góry. Nie można być niżej – tak dosłownie, jak w przenośni. Z kolei dom bogatej rodziny Parków jest położony na wzgórzu. Każdy, kto przychodzi z miasta, musi najpierw iść pod górę stromą ulicą, wejść na schody przed furtką, a po jej przekroczeniu… kolejne schody!
Choć posiadłość góruje nad okolicą, jej mieszkańcy nie są zainteresowani widokiem – ogród jest odizolowany od otoczenia gęsta zielenią. Miejsce domu w przestrzeni niesie dwa komunikaty: mieszkańcy są na samym szczycie społeczeństwa, ale to społeczeństwo mało ich obchodzi.

Ilekroć ktoś wychodzi z domu, rusza w dół, a im niżej schodzi, tym biedniejszy jest świat. Sceną, która w całym filmie zrobiła na mnie chyba największe wrażenie, jest ucieczka rodziny oszustów w czasie ogromnej ulewy. Bohaterowie pokonują ulice, aleje i niekończące się schody, nieustannie kierując się w dół, na samo dno – do domu.
Wtedy Bong Joon-ho z mistrzowską precyzją ustawia bohaterów w kadrze tak, by przytłaczało ich wszystko dookoła. Całe miasto wydaje się nad nimi zamykać, a świat nad i pod ulicami zostaje dokładnie rozgraniczony, również wizualnie. Ich droga wydaje się przez krótki czas wyjątkowo sugestywną wędrówką do samego piekła.
Ale podział na górę i dół jest tworzony już od pierwszej sceny, jednocześnie na wielu płaszczyznach. Rodzinę Kimów poznajemy przecież, gdy młody Ki-Woo nie może skorzystać z internetu, bo sąsiadka *z góry* zabezpieczyła hasłem swoje Wi-Fi. Dopiero w najwyżej położonym punkcie sutereny – którym okazuje się sedes – udaje mu się połączyć z siecią nowo otwartej restauracji.

Widzialne i niewidzialne
Dom, w którym rozgrywa się akcja Parasite, jest w zasadzie bohaterem filmu, i to pierwszoplanowym. Luksusowa willa jest pełna otwartych przestrzeni, ale wiele jej elementów pozostaje (w różnym sensie) ukrytych. Na przykład schody i przejścia umiejscowiono tak, że osoba, która akurat z nich korzysta, pozostaje niewidoczna. Może więc podglądać i podsłuchiwać nieświadomych domowników.
Przestrzeń domu oddaje relacje między bohaterami: gdy bogaci Parkowie doceniają wolność i cieszą się komfortem, biedni Kimowie przemykają się, wchodząc w wystudiowane role. Starają się dopasować do otoczenia, być „na miejscu”, ale przy tym zawsze czujnie nadstawiają uszu i wytężają wzrok. Może przypadkiem zobaczą lub usłyszą coś, co pomoże im jeszcze skuteczniej żerować na bogaczach?

Gdy okazuje się, że dom skrywa więcej, niż się wszystkim początkowo wydawało, Kimowie – którzy do tej pory korzystali z niewidocznego aspektu przestrzeni – muszą nagle dostosować się do nowej sytuacji i zapanować nad erupcją chaosu. I tak zagrożony plan Kimów zaczyna się chwiać jeszcze bardziej, gdy chwilę później słyszą (oczywiście z ukrycia) słowa nieprzeznaczone dla ich uszu. Cały aspekt niewidoczności niemal w jednej chwili obraca się przeciwko nim.
Na dobre (i złe)
Ostatni dualizm, który warto rozpatrzyć wraz z pojawieniem się napisów końcowych, to podział na dobro i zło. Czy oglądający mogą – znając już całą historię – darzyć sympatią rodzinę Ki-Woo? Czy mogą kibicować spełnieniu marzenia młodego chłopaka? Czy tytułowy parasite może zostać usprawiedliwiony? Bong Joon-ho przez cały film robi sporo, by namieszać w głowach widzów i nie przechylać szali na żadną stronę. Każdy musi wydać werdykt w swoim (skołatanym po seansie) sercu i później – w codziennym życiu.

Adam Zyskowski
Lubisz ten tekst? Skomentuj i polub bloga na Facebooku 🙂
Nie wiedziałam, że taki film w ogóle wyszedł, podejrzewam, że nie trafiłby w mój gust.