Teledysk, który stał się filmem: Baby Driver

Baby Driver to jeden z tych filmów, które w 2017 roku obejrzałem z prawdziwą przyjemnością. Już pierwsza scena bezwstydnie pokazywała, na jaką jazdę reżyser zaprasza widzów. Jednak, co ciekawe, scena ta po raz pierwszy została nakręcona 14 lat wcześniej.
Baby Driver
Trójka ubranych na czarno złodziei wysiada z czerwonego subaru WRX i rusza szybkim krokiem w kierunku banku po drugiej stronie ulicy. W samochodzie zostaje młody kierowca, zupełnie niepasujący do swoich partnerów. W czarnych okularach, ze słuchawkami w uszach i w szarej bluzie wygląda jak jeden z tych dzieciaków mijanych w dziesiątkach na ulicach dużego miasta.
Gdy tamta trójka rabuje bank, jego zadaniem jest cierpliwie czekać z włączonym silnikiem – jak to w gangsterskim filmie. Jednak nie zamierza siedzieć bezczynnie i wypełnia sobie czas, słuchając Bellbottoms Jon Spencer Blues Explosion. Perkusista uderza, wokalista podejmuje rytm i zaczyna śpiewać, a młody kierowca wraz z nim. Niczym człowiek orkiestra jest już całym zespołem: wyśpiewuje bezgłośnie, gra na gitarze, karoseria samochodu i kierownica stają się instrumentami.
Krzyki z banku i przejeżdżający radiowóz wyrywają go z muzycznego transu, pojawia się nerwowy grymas, rośnie ciśnienie… ale tylko pozornie. Wracają rytm i melodia, a złodzieje – biegiem wracają z torbami pełnymi pieniędzy. Bellbottoms gra dalej, a czerwone subaru WRX mknie po ulicach i wykonuje manewry, które wymykają się prawom fizyki i rozsądkowi normalnego kierowcy. A tytułowy baby driver wymyka się pojęciu „normalności”, co wielokrotnie udowodni w ciągu następnych dwóch godzin filmu.
Blue Song
Baby Driver gościł już na moim blogu jako przykład świetnej reżyserii i zachęta do sprawdzenia innych filmów Edgara Wrighta (i może czarno-białego japońskiego kina – bez tego dzień jest stracony). Jednak celowo pominąłem wtedy scenę otwierającą film. Internetowi komentatorzy akurat się nią zachwycali, czasem nawet ignorując zupełnie pozostałą część produkcji. Planowałem wrócić do tematu, gdy hypetrain odjedzie i będzie można trzeźwo ocenić, czego jeszcze nie powiedziano.
Było o montażu, było o roli muzyki i technicznych wyzwaniach kręcenia takich szalonych pościgów. Niewielu jednak mówiło o bezpośredniej inspiracji pierwszej sceny i może całego Baby Drivera – o teledysku do Blue Song zespołu Mint Royale, który Edgar Wright wyreżyserował w 2003 roku.
Pod wejście do banku (zaaranżowane pewnie ze względów budżetowych na parkingu podziemnym) podjeżdża stary ford. Jego pasażerowie – złodzieje szykujący się do skoku – negocjują z kierowcą, ile mają czasu na dokonanie rabunku.
Gdy przestępcy znikają za drzwiami, rozpoczyna się wypełnione muzyką oczekiwanie. Kierowca śpiewa, tańczy w fotelu i wybija rytm na elementach samochodu, pozostaje przy tym czujny i ma na podorędziu kilka sprytnych forteli, by odwrócić uwagę natrętów, którzy zainteresują się samochodem stojącym w dość dziwnym miejscu. Wygląda znajomo? Teraz już wiecie dlaczego.

Edgar teraz i zawsze
Baby Driver i teledysk do Blue Song, oglądane i porównywane ujęcie po ujęciu, ujawniają masę bliźniaczych elementów – widać, że jedno zrodziło się z drugiego. Jednak widać również, ile czasu minęło i jak może rozwinąć się pomysł, gdy wytwórnia filmowa finansuje go wielomilionowym budżetem. Jestem wdzięczy za to, że tak ciekawy reżysersko – ale przy tym skromny – teledysk ewoluował w pełnometrażowy film, a główny bohater nie wygląda już jak frontman Oasis.
Słuchajcie Mint Royale (jeśli Wam podchodzi), róbcie samochodowe kardio do Bellbottoms, ale przede wszystkim oglądajcie Baby Drivera i inne filmy Edgara Wrighta. Niezależnie od inspiracji i podejmowanych tematów Brytyjczyk pozostaje jednym z najciekawszych twórców współczesnego kina.
Adam Zyskowski
Lubisz ten tekst? Skomentuj i polub bloga na Facebooku 🙂