Blog

Kafarnaum. Oskarżenie czy rozgrzeszenie?

Kafarnaum, Capharnaum, Nadine Labaki, Zejn, Zain Al Rafeea, Bejrut, Liban, bieda, dramat

Kafarnaum to fabuła, którą ogląda się jak dokument. To pamiętnik z piekła, wyrzut sumienia i wołanie o pomoc. Czy trudno wyobrazić sobie widza, który odczyta ten film zupełnie na odwrót?

Mały Zejn mieszka z rodzicami i kilkorgiem rodzeństwa w slumsach Bejrutu. Cała rodzina skończyłaby na ulicy, gdyby nie właściciel okolicznego sklepu, który jest zainteresowany jedną z sióstr Zejna. Gdy chłopiec orientuje się, że rodzice planują wydać jedenastolatkę za dorosłego mężczyznę, robi wszystko, by ją obronić. Wreszcie, po miesiącach tułaczki po bejruckich ulicach, postanawia ukarać winnych wszystkich nieszczęść – pozywa własnych rodziców przed sądem za to, że dali mu życie.

Mierząc się z okrucieństwem i obojętnością świata dorosłych, Zejn staje się dzieckiem ulicy. Rosnący gniew pcha go przez tytułowy chaos śmierdzących ulic, niezrozumiałych praw i ludzkich życiorysów. Zejn urodził się w skrajnej nędzy, bez szans na normalny dom i szczęśliwe życie. Jego tragiczna historia jest jednak jedną z milionów (!) podobnych – dzieci bez dzieciństwa, które muszą każdego dnia walczyć o przetrwanie.

On sam jednak jest bohaterem o wielkiej (szczególnie jak na swój wiek) sile – staje się opiekunem i obrońcą innych dzieci. Choć ma jedynie orientacyjne pojęcie o tym, jak działa świat dorosłych, stara się zawsze postępować właściwie. W beznadziejnym położeniu sam zaczyna nieść nadzieję. Jednak Nadine Labaki nie przedstawia widzom podnoszącej na duchu historii; przynajmniej nie przez większość czasu.

Mali i wściekli

Po pierwsze to film, po którym każdy widz powinien czuć wściekłość. Bo mimo że historia przedstawiona w filmie jest fabułą i realizacją scenariusza, to ani przez moment nie ma się wątpliwości, że z tymi – i nawet gorszymi – rzeczami muszą zmagać się miliony dzieciaków na całym świecie. Może każde trochę inaczej, ale jednak walczy o przeżycie na najbardziej podstawowym poziomie.

Można powiedzieć, że żyjemy w niesprawiedliwym świecie, który nie oszczędza najbardziej bezbronnych. To racja, ale czy sama wściekłość może zmienić ten stan rzeczy? Dlatego Kafarnaum budzi również smutek i poczucie beznadziei. Bezsilność małych bohaterów staje się bezsilnością widza. Gniew i determinacja pozwalają się od nich zdystansować, ale nigdy pokonać.

Ten film – za sprawą emocjonalnej autentyczności, mocy przekazu i skupienia na jednym tylko bohaterze – ogląda się niemal jak dokument. Nie ma tu zbędnych ozdobników, zróżnicowanych scenerii, wielkiej opowieści, dramatycznej przemiany, a w główną rolę wciela się zwykły chłopak – nastoletni syryjski uchodźca.

Oglądając Kafarnaum, nietrudno wejść w tę historię – przejąć się losem Zejna i jego siostry, kibicować Rahil i jej małemu synkowi, nienawidzić drobnych łotrzyków i bezdusznych handlarzy ludźmi. Nietrudno związać się ze wszystkim, co dzieje się na ekranie, i naprawdę przeżyć tę historię osobiście, od początku do końca.

Pomagając innym, pomagając sobie

I tu rodzi się niebezpieczeństwo, bo człowiek skonfrontowany z trudnym obrazem może uznać, że zrobił dość. Nie było przecież tak, że oglądał wiadomości i przełączył. Albo czytał gazetę i nic go to nie obeszło. Ten człowiek usiadł w kinowym fotelu i odebrał film wszystkimi zmysłami, zaangażował się emocjonalnie, zasmucił i wściekł. A może nawet zrobił coś ekstra: udostępnił status na Facebooku, opowiedział o problemie w biurze przy ekspresie do kawy… Kto wie, może nawet napisał coś o Kafarnaum na swoim filmowym blogu?

Kafarnaum, Capharnaum, Nadine Labaki, Zejn, Zain Al Rafeea, Bejrut, Liban, bieda, dramat

Dzięki popularności mediów społecznościowych i dostępności internetu budowanie świadomości problemów w wielu przypadkach jest pierwszą i niestety często jedyną formą pomocy. Oczywiście można mówić – i nie pomylić się przecież – że udostępniona po wielokroć informacja trafi wreszcie do osoby, która może pomóc. Sęk w tym, że osoby, które budują świadomość problemów, mogą je również realnie rozwiązywać.

Wpłacenie kilku złotych na rzecz organizacji humanitarnej nie jest trudne. Dzięki dostępowi do tego samego internetu, w którym działa Facebook, zrobienie przelewu zajmuje tylko chwilę. Trochę dłużej niż udostępnienie newsa – to prawda – ale ta różnica nikomu nie powinna zrujnować dnia. Większość jednak będzie bardzo zadowolona z siebie, nie robiąc nic ponad zapożyczenie doświadczenia koszmaru i przekazanie go dalej.

Mam wrażenie, że w kinie jest od jakiegoś czasu podobnie. Gdy pojawia się film o głębokich problemach społecznych, rodzinnych patologiach czy uchodźcach uciekających przed wojną, to pewien rodzaj widza od razu leci na seans. Z przejęciem ogląda obrazy biedy i kaźni, by wyjść przygnębionym, ale jednak rozgrzeszonym. Wysiłek wytrzymania do końca został przecież podjęty, obowiązek spełniony i to już dość.

Kafarnaum, Capharnaum, Nadine Labaki, Zejn, Zain Al Rafeea, Bejrut, Liban, bieda, dramat

Nie chcę wskazywać konkretnych tytułów z ostatnich lat (by nikogo niesprawiedliwie nie oskarżyć), ale część filmów powstaje chyba tylko po to, by sprzedać najedzonym przedstawicielom klasy średniej fantazję o biedzie. Taką, żeby się wzruszyli, ale też żeby za długo nie byli smutni. Taką, żeby poczuli, że samym siedzeniem w kinowym fotelu ratują świat, ale żeby się przy tym nie spocili.

Prawdziwy dramat

Kafarnaum z fantazji ma tylko małego bohatera, który jest silniejszy i odważniejszy, niż podpowiada rozsądek. Poza tym szczegółem to boleśnie autentyczna historia. Dlatego wychodząc z kina, zastanawiałem się, na ile osób ten film podziała, jak powinien.

Ilu z tych, którzy oglądali go razem ze mną, przekaże jakiś datek organizacjom niosącym pomoc za granicą? Ilu wesprze NGO-sy działające na polskich podwórkach? Ile osób pomoże jakoś pokrzywdzonych przez los? Choćby dobrym słowem, ale takim wypowiedzianym osobiście, w cztery oczy?

Kafarnaum to prośba o pomoc przekazana w imieniu tych, którzy sami nie mogą o nią prosić. Jeszcze długo po seansie będzie odbijać się echem w głowie. Najlepsza odpowiedź jest też najprostsza: być człowiekiem trochę bardziej niż do tej pory.

Adam Zyskowski

Lubisz ten tekst? Skomentuj i polub bloga na Facebooku 🙂

Zostaw komentarz

Twój email nie zostanie opublikowany. Wymagane pola oznaczono *