Peter Parker wchodzi do baru, a tam Spider-Man Uniwersum…

Spider-Man Uniwersum okazał się najlepszą animacją oscarowej gali 2019. Jednak w moim osobistym rankingu jest w ogóle najlepszym filmem o przygodach Człowieka Pająka.
Ugryziony przez genetycznie zmodyfikowanego pająka Miles Morales mógłby zostać superbohaterem, ale w tym świecie jest już jeden Spider-Man i jest nim Peter Parker. Do czasu. Wkrótce Miles będzie świadkiem śmierci swojego idola. Ścigany przez łotrów Kingpina, musi nauczyć się korzystać z pajęczych mocy, uratować miliony nowojorczyków i pomóc… innym Spider-Manom? Dokładnie pięciu innym Spider-Manom? Co się tu w ogóle wyprawia?
Wielka odpowiedzialność
W 2000 roku Marvel stworzył Uniwersum Ultimate, w którym historie komiksowych bohaterów zaczęto opowiadać od nowa, uwzględniając ducha i problemy przełomu wieków. Czytelnicy mogli wybrać, czy będą dalej śledzić dawne opowieści (Ziemia-616), czy wybiorą nowe wersje swoich ulubionych postaci (Ziemia-1610). Z czasem scenarzyści komiksów zaczęli coraz mocniej eksperymentować i wykorzystywać fakt, że dwa światy Marvela istniały w teorii niezależnie od siebie i jeden nie wpływał na drugi.
Jednym z szerzej komentowanych (również przez światowe media) wydarzeń była śmierć najpopularniejszego marvelowskiego herosa, Spider-Mana. Dla wielu skandaliczny był pomysł, że to śmierć ostateczna, bo przecież zmartwychwstania w komiksach są tak częste, że aż śmieszne. Prawdziwe kontrowersje wzbudził jednak fakt, że dobrze wszystkim znany Peter Parker miał zostać zastąpiony przez Milesa Moralesa – bohatera, który jest w połowie Afroamerykaninem, a w połowie Latynosem.
Konserwatyści pojękiwali, że to niszczenie symboli w imię poprawności politycznej, ale z czasem większość zaakceptowała nowego Spider-Mana i stał się on całkiem popularny. Nigdy jednak nie sądziłem, że na tyle, by mieć własny film. Tak samo nigdy nie sądziłem, że zobaczę na kinowym ekranie Spider-Verse – koncept, który nawet w komiksach średnio trzymał się kupy. Wyobraźcie sobie setki równoległych wszechświatów, a w każdym inną, dziwaczną wersję Spider-Mana. Przecież to tylko dla najtwardszych nerdów! A jednak znowu się pomyliłem.

Nowe twarze, znane twarze
Miles Morales i równoległe wymiary to dwa elementy, dzięki którym Spider-Man Uniwersum opowiada historię Człowieka Pająka jak żaden film wcześniej. Zarówno trylogia w reżyserii Sama Raimiego z Tobeyem Maguirem, jak i dwa filmy Marca Webba z Andrew Garfieldem miały swoje momenty, ale – niestety – starały się opowiedzieć od nowa historię, którą już wszyscy znają.
Miles Morales to natomiast stosunkowo nowa postać. Jakie ma wątpliwości? Jakie zmartwienia? Okazuje się, że trochę nie dogaduje się z ojcem. Kiepsko czuje się w nowej szkole. Fajnie byłoby zrobić jakieś graffiti na legalu. I to w sumie tyle. Żadnego gnębienia, żadnych martwych/zaginionych rodziców, żadnej starej ciotki wiecznie będącej na skraju śmierci, żadnego wszechogarniającego poczucia winy. Ot, zwykły nastolatek z typowymi dla swojego wieku niepokojami. Miles to nie outsider i ofiara, która zmienia się w obrońcę (jak Peter Parker), ale całkiem zwyczajny chłopak.
Druga sprawa: supermoce. Miles zostaje ugryziony przez genetycznie zmodyfikowanego pająka i zyskuje zdolności Spider-Mana. Gdyby to był zwykły film superbohaterski, Miles szybko ruszyłby w miasto i zaczął z łatwością pokonywać przestępców. W końcu trafiłby na silniejszego od siebie i zrozumiał, że wielka moc to wielka odpowiedzialność, co pozwoliłoby mu na triumf w rewanżowej walce.
Jednak w tym filmie, jeszcze zanim Miles w ogóle nauczy się jakoś sensownie korzystać ze swoich nowych umiejętności, pojawi się Spider-Man z innego wymiaru. A potem jeszcze czwórka innych ludzi pająków. To znacząca zmiana w formule, ponieważ ciężar świata nagle przestaje spoczywać na barkach głównego bohatera. Stawka się nie zmienia – świat wciąż wymaga ratowania – ale tak naprawdę nikt nie oczekuje tego od Milesa. Każdy z superbohaterów mógłby go wyręczyć choćby i w pojedynkę.
Miles nie jest ostatnią nadzieją ludzkości, jak to zwykle w takich filmach bywa. Jest jedynie nadzieją (choć też nie ostatnią) bohaterów. Nie musi zostawać herosem. Zamiast tego jego wyzwanie to zechcieć zostać superbohaterem – zaakceptować odpowiedzialność i z własnej woli postępować właściwie.
Jako pająk i nie pająk
Pięciu nowych Spider-Manów to trochę komedii i trochę tragedii. Spider-Ham jest kreskówkowym prosiakiem, który rzuca kowadłami i okłada wrogów wielkim drewnianym młotkiem. Spider-Man Noir, któremu głosu użyczył Nicolas Cage, to depresyjny daltonista wyjętym żywcem z lat trzydziestych. Dla kontrastu Peni Parker jest uroczą mangową dziewczynką, która walczy ze złem za sterami robota pająka. Jest też Gwen Stacy, która w równoległym wymiarze walczy ze złą wersją Daredevila i Peterem Parkerem, który zmienił się w Jaszczura. Do wyboru, do koloru.

Jest też Spider-Man zupełnie zwyczajny – Peter Benjamin Parker, jakiego wszyscy znają. Trochę starszy, trochę grubszy, z trochę mniejszą motywacją do ratowania świata i zakładania czystych spodni. Nie jest już tak szybki, nie jest już tak silny, nie jest już tak szczęśliwy. Bardziej niż wesołego bohatera z okolicy przypomina Wolverine’a z filmu Logan.
Jeśli przyjmiemy, że każdy z ludzi pająków w tym filmie jest wzorem dla Milesa, jak zostać bohaterem, to akurat z Petera B. Parkera nie powinien brać przykładu. Mimo to właśnie ten zblazowany Spider-Man zostaje mistrzem i najbliższym przyjacielem głównego bohatera. Film nawet żartuje z tego całkiem dosłownie. Sytuacja się odwraca i ostatecznie to Miles uczy Petera, jak na powrót stać się bohaterem.
Może to komentarz do wszystkich filmów (i komiksów) z Człowiekiem Pająkiem: dawne formuły zostały wymęczone, wyczerpane i już nie działają. Dowód? Obejrzyjcie wspomnianą już trylogię z Tobeyem Maguirem. Choć może wywoływać nostalgię, mocno się zestarzała i ma dziś potencjał głównie komediowy.
Dlatego potrzebujemy nowych bohaterów i nowych opowieści. Lata sześćdziesiąte już dawno za nami, więc z otwartością powinniśmy podchodzić do świeżych pomysłów. Jasne, można cały czas narzekać, że ekranizacje komiksów odchodzą od oryginałów, a nowe postacie zajmują coraz więcej miejsca, odciągając uwagę od klasycznych bohaterów. Wtedy jednak filmy, które oglądamy, będą coraz bardziej przypominać tego zmęczonego życiem i pogubionego Spider-Mana.
Tak, wiem, że w międzyczasie pojawił się chwalony Spider-Man: Homecoming, ale to film, który musiał zostać dokładnie wpasowany w uniwersum MCU. Nie rozpatruję go nawet jako samodzielnej produkcji o Spider-Manie – dla mnie to bardziej spin-off Avengersów.
Pajęczy zmysł
Spider-Man Uniwersum to jednocześnie film animowany, nowoczesny komiks, oldschoolowy komiks, stara kreskówka, trochę manga… Twórcy zbierają różne elementy i świadomie łączą w unikalną warstwę wizualna.
Współczesne techniki cyfrowe mieszają się ze stylem tradycyjnie drukowanych komiksów. Neonowe kolory i dynamiczne choreografie postaci łączą się – zadziwiająco płynnie – z elementami starych animacji, a każdy taki zabieg jest w pełni świadomy.
Na ekranie można zobaczyć komiksowe rastry, rysunkowe cieniowanie, animowane powidoki… Lista jest długa. Z moich własnych papierowych komiksów pamiętam Kirby Dots (sposób pokazywania energii) i tusz rozlewający się poza krawędzie postaci – błąd drukarski, który jako dziecko próbowałem zamalowywać kredkami. Te elementy również znalazły się w wielu scenach.
Z karkołomnego zadania połączenia tylu różnych elementów twórcy filmu wywiązują się po mistrzowsku. Dzięki ich wysiłkom Spider-Man Uniwersum ogląda się jak zbiór pięknych ilustracji, ożywiony komiks, ale też pełnoprawny film animowany. W każdym kadrze widać czas, pieniądze i – co najważniejsze – wielką wizję.
Ostatnia strona
Nie martwcie się jednak: Spider-Man Uniwersum to film, który można obejrzeć z dzieciakami. Pokochają neonowe światełka! I pewnie nie wyłapią, że mają przed oczami wciąż rzadki rodzaj ekranowego bohatera, który nie ma jakiejś większej traumy. Choć nikt tego nie oczekuje, on sam od siebie wymaga zwykłej ludzkiej przyzwoitości – postępowania tak, jak trzeba. Młodsi mogą nie rozumieć wielu zaszytych żarcików i tego, jak samoświadomy jest ten film.

I wiecie co? Wcale nie muszą – to tylko dzieciaki. Naprawdę dobra animacja ma coś do pokazania i przekazania każdemu widzowi, niezależnie od wieku. Spider-Man Uniwersum oferuje zarówno dobrą zabawę, wizualny przepych, jak i popkulturowy komentarz, więc nikogo nie powinien zostawić z niedosytem.
Adam Zyskowski
Lubisz ten tekst? Skomentuj i polub bloga na Facebooku 🙂
Z pewnością musze to obejrzeć !
Bardzo ciekawa recenzja, muszę obejrzeć tą animację. Ja mam ogromny sentyment do tej starej odcinkowej animacji o Peterze Parkerze. Z ciekawości powiem, że moje ulubione odcinki to były właśnie te z Spidermanami z innych uniwersum, choć wtedy strasznie ciężko było wszystkie obejrzeć. Dzięki za tą rekomendację! 🙂