Trzy razy zemsta za Ebbing, Missouri

Zejdźcie z drogi Mildred Hayes. Ona jeszcze tego nie wie, ale dla zemsty zrobi wszystko. Nawet jeśli nie ma nikogo, na kim mogłaby się mścić.
Nastoletnia Angela Hayes zostaje zgwałcona i zabita. Policjanci z miasteczka Ebbing znajdują jej zwęglone zwłoki, ale nie udaje im się znaleźć podejrzanego, nie mówiąc już o aresztowaniu kogokolwiek. Śledztwo z czasem traci impet, a lokalne służby skupiają się na innych sprawach. Matka ofiary – Mildred Hayes (Frances McDormand) – postanawia im jednak przypomnieć, że morderca jest wciąż na wolności. Wykupuje trzy nieużywane od lat billboardy reklamowe i umieszcza na nich napis: Raped while dying / And still no arrests? / How come, Chief Willoughby?. Sprawa szybko dzieli mieszkańców Ebbing. Problem w tym, że tylko kilku jest po stronie Mildred.
W idealnym świecie nie ma zbrodni. Taki świat nie istnieje. W rozsądnym świecie morderca trafia przed oblicze sądu i zostaje skazany. Społeczeństwo może odetchnąć z ulgą, a rodzina ofiary – zyskać poczucie, że sprawiedliwość została wymierzona. Często tak właśnie jest, a przynajmniej w to chciałbym wierzyć. Czasem jednak sprawca nie zostaje ujęty, a bez aresztowania nie ma mowy o procesie – system nie może zadziałać tak, jak powinien.
Bohaterka Trzech billboardów za Ebbing, Missouri jest właśnie w takiej sytuacji. Córka Mildred zostaje zamordowana, ale kobieta nie może uzyskać od wymiaru sprawiedliwości żadnego wyrównania tej straty. Choć płaci podatki, żyje praworządnie, jest częścią lokalnej społeczności, to system ją zawodzi. Dlatego próbuje przywołać do porządku przedstawicieli systemu – policjantów. Właśnie po to są billboardy. Jednak poszukiwanie sprawiedliwości szybko zaczyna przypominać zwykłą zemstę. By nie psuć nikomu seansu, powiem tylko, że czyny głównej bohaterki wpisują się w podręcznikowy schemat zemsty. Mamy tu poczucie krzywdy, które staje się tak duże, że prowadzi do decyzji, ta z kolei do planowania zemsty, a stąd już blisko do mściwego ataku. Jednak to, co odróżnia Trzy billboardy za Ebbing, Missouri od typowych revenge movies w rodzaju Kill Billa czy Oldboya, to brak obiektu zemsty.
Mildred domaga się ponownego podjęcia śledztwa przez policję, odnalezienia mordercy i wymierzenia sprawiedliwości. Jednak podczas rozmowy z komendantem Willoughbym (Woody Harrelson) można mieć wrażenie, że kobieta już nie wierzy w systemowe rozwiązania. Chciałaby skrzywdzić sprawcę tak, jak on skrzywdził jej córkę. To pierwsza zemsta, której Mildred pragnie dokonać. Jednak wobec braku obiektu zemsty, jej gniew rośnie i nie może znaleźć ujścia. Właśnie dlatego, jak sądzę, zostaje przeniesiony.
Mildred nie może wziąć odwetu na potworze, który odebrał jej córkę, więc mści się na ludziach, którzy zabrali jej nadzieję – nieudolnych policjantach z Ebbing. Kobieta wykupuje billboardy i tłumaczy lokalnej telewizji, że chce wywrzeć presję na policjantach, by wzięli się do roboty. Ich szef zostaje wymieniony z nazwiska: How come, Chief Willoughby?. Już w tym momencie Mildred zaczyna grać nieczysto. Przez wyróżnienie komendanta sprawa staje się osobista. Kobieta wie, że Willoughby nie doprowadzi do przełomu w sprawie jej córki, bo na to już za późno. Jednak wchodząc z nim w konflikt, niszcząc reputację i odbierając spokój, Mildred liczy na odrobinę satysfakcji – namiastkę pocieszenia. To druga zemsta. Jednak i ta nie będzie łatwa, bo komendant jest lubianym człowiekiem i szanowanym członkiem społeczności.
Mildred pozostaje więc trzeci, najbardziej oczywisty rodzaj zemsty, który i tak realizuje już od śmierci córki – to zemsta na samej sobie. Co ciekawe, w małym Ebbing nie jest jedyną osoba z takim problemem. Funkcjonariusz Jason Dixon (genialny Sam Rockwell) stracił ojca w młodym wieku. Porzucił szkołę, by zająć się matką, i wstąpił do policji, gdzie mógł wyładowywać swój gniew na kim popadnie. Miał plany, ambicję i wrażliwość, ale stał się zaprzeczeniem tego wszystkiego. Jak? Martin McDonagh nie mówi tego wprost, ale wydaje mi się, że mimo niezbyt bystrego umysłu Dixon świadomie wybrał życiową drogę.
Gdy człowieka krzywdzi zły los, nie można się mścić – nie ma na kim. Można jedynie skrzywdzić siebie… i każdego, kto zbliży się na odległość kopnięcia. To jednak nie rozwiązuje problemu, bo gniew tylko rośnie, a rachunek nie zostaje wyrównany. Ze wszystkich mieszkańców Ebbing tylko komendant Willoughby potrafił zobaczyć w Dixonie lepszego człowieka, wciąż nieodkryty potencjał. Mildred, agresywnie odgradzająca się od świata i ludzi, nawet nie wie, jak jest do niego podobna.
Można pewnie powiedzieć, że zemsta to sprawiedliwość wymierzona własnymi rękami. Jednak czy naprawdę jest najważniejsza? Rzeczywistość jest znacznie bardziej skomplikowana. By nie zdradzać za dużo, powiem tylko, że spokój – wbrew obiegowej opinii – budzi większy strach niż gniew. Szczególnie w tych, którzy go pragną.
Adam Zyskowski
Lubisz ten tekst? Skomentuj i podaj dalej 🙂
Trzy billboardy za Ebbing, Missouri to nowy film Martina McDonagha, ale reżyser gościł już na blogu z Najpierw strzelaj, potem zwiedzaj. Tekst możecie znaleźć tutaj: Jak dobrze się bawić (i nie umrzeć) w Belgii?
Dramat to nie jest szczególnie często oglądany przeze mnie gatunek filmu, ale ta pozycja bez wątpienia wygląda interesująco jak tak patrzę na zwiastun, obsadę i twój opis. Masz ładny styl pisania.
Zapiszę sobie tytuł i z ciekawości obejrzę. “Kil Bill” nie jest moim ulubionym filmem, ale “Oldboy” przypadł mi do gustu. Zemsta, czasem jest motorem napędowym niektórych ludzi, problem w tym, że idą po trupach i tego nie widzą
Nie musisz z tym czekać – akurat wchodzi do kin i jest jednym z tych filmów, które mocno liczą się w oscarowym wyścigu:)
Gdziekolwiek nie natknę się na recenzję tego filmu, czytam same pochlebne recenzje 🙂 Zapisałam sobie tytuł na mojej liście do obejrzenia 😉
Pewnie trudno będzie znaleźć niepochlebną 😉 Martin McDonagh nie ma zbyt wielu filmów na swoim koncie, ale wszystkie są warte uwagi. Ten zaś jest po prostu najlepszy 🙂
Dzięki Twojej recenzji po pierwsze wiem, że jest taki film, a po drugie z miłą chęcią go obejrzę, bo lubię takie klimaty:) Pozdrawiam
Bardzo ciekawa propozycja, przyznam, że nawet nie przymierzałam się do tej produkcji 😉
A warto – ma mój osobisty znak jakości. No i zgarnia sporo innych nagród 😉
Film zapowiada sie ciekawie.A z tym spokojem masz racje czasami taka cisza nie wrozy nic dobrego.