Thor – bóg dobrej zabawy

Zjadacze popcornu pytali: gdzie jest Thor, gdy różni bohaterowie w kolejnych filmach Marvela ratują świat? Okazuje się, że bóg piorunów ruszył w epicką podróż, by zdobyć poczucie humoru. I że wszyscy na tym dobrze wyszli.
Pisanie recenzji zostawię ludziom, którzy uważają, że to fajne. Bardziej od oceny i przyznawania gwiazdek interesuje mnie w Ragnaroku humor i to, jakie uzasadnienie znajduje w scenariuszu oraz – szerzej – w sposobie budowania świata.

Co tam krzyczysz? / © 2017 – Disney/Marvel
Strażnicy Galaktyki udowodnili, czego chyba nikt się nie spodziewał, że wysokobudżetowy film superbohaterski może być absurdalną, autoironiczną komedią i świat się od tego nie zawali. Studio podjęło ryzyko wyprodukowania czegoś innego. Ludzie poszli do kina, zostawili pieniądze w kasie i nawet dobrze się przy tym bawili.
Przepis na zabawę był zaś prosty: większość poważnych scen przełamywano komediowymi gagami. Im poważniejsza i bardziej patetyczna sytuacja, z tym większym hukiem pękał balon zadęcia. Na przykład nieznośnie poważna przemowa Ronana została przerwana przez Star-Lorda wyzwaniem na… taneczny pojedynek. Strażnicy Galaktyki zwykłym i bardzo typowym dla kina superbohaterskiego scenom dodali komediowe puenty, które brały z zaskoczenia chyba każdego, kto oglądał film po raz pierwszy.
W filmie Thor: Ragnarok zdarzają się podobne momenty (wszak po co rezygnować ze sprawdzonej strategii), ale często humor działa w odwróconej kolejności: żarty i nieustająca błazenada prowadzą do poważnych zdarzeń i sensownych sytuacji. Pomyślcie o tym: Cate Blanchett jeździ na wielkim wilku, nieumarli walczą z kosmitami, miecze i tarcze współistnieją z laserowymi pistoletami i odrzutowymi silnikami. Jasne, w bogatym uniwersum komiksowym Marvela są dziesiątki światów i tuziny różnych superbohaterów – czasem to wszystko się spotyka i występuje w jednej opowieści. Czym innym jest jednak pokazanie tego w nawet najpopularniejszym komiksie, a czym innym w mainstreamowym blockbusterze, który ma zarobić kilkadziesiąt milionów w pierwszych dniach po premierze. Ale kolejny raz ktoś podjął dobrą decyzję i dał zielone światło szalonym pomysłom.
I tak okrutna bogini śmierci morduje setki wojowników Asgardu, żaląc się przy tym niczym stara ciotka, której nikt nie zaprosił na imieniny. Dzielna Walkiria przez większość czasu jest przebojową pijaczką. Hulk to już nie opętany gniewem tragiczny bohater, ale rozpieszczony dzieciak, któremu ktoś czasem zabiera zabawki. Dostojny Thor rzuca żarcikami w takiej ilości, że Loki (stanowiący jego komediową przeciwwagę w poprzednich filmach) nagle wypada jakoś blado. Kiedy tak się na to spojrzy, można pomyśleć, że Thor: Ragnarok to jaja na kiju.

© 2017 – Disney/Marvel
Jednak, choć cały czas jest śmiesznie i absurdalnie, bohaterom udaje się przezwyciężyć przeciwności, pokonać potężnego wroga, coś poświęcić dla sprawy albo wygłosić heroiczną mowę. Między jednym a drugim żartem historia toczy się tak, jak powinna, a cały ten nonsens prowadzi do sensu. A przynajmniej nie przeszkadza mu zaistnieć.
Strażnicy Galaktyki obracali wszystko w żart, a Thor: Ragnarok obraca żarty… no cóż, we wszystko. Idźcie, zobaczcie i sami oceńcie. Jeśli film Was rozśmieszy, to nie dlatego, że ktoś wrzucił kilka dobrych żarcików do scenariusza, ale dlatego, że scenariusz w większości jest po prostu jednym wielkim żartem. I, jak rzadko, wszyscy na tym dobrze wychodzą: bohaterowie filmu, jego twórcy, a przede wszystkim publiczność.
Adam Zyskowski
Lubisz ten tekst? Skomentuj i podaj dalej 🙂
Nie masz dość superbohaterów? To czytaj dalej:
Gdzie jest feminizm Wonder Woman?
Bylam zachwycona tym filmem, ciesze sie, ze Thor sie polepszyl po kiepskiej 2 czesci. I czekam na kolejna dawke humoru w innych filmach Marvela.
Thor jak Thor, ale ten reżyser z Nowej Zelandii… Toż to czystej wody galaktyczny świr (w jak najbardziej pozytywnym tego słowa znaczeniu :))
To totalnie nie moje klimaty, ale wiem, że jest sporo fanów tego rodzaju filmów. Ostatnio w Brisbane była wystawa Marvel i przyciągnęła tłumy 🙂
Spodziewałem się złota po Taika Waititi (nie wiem jak odmienia się jego imię i nazwisko), ale i tak byłem pozytywnie zaskoczony <3