Film, który stał się teledyskiem – Opętanie

Dobra scena zapada w pamięć. Naprawdę dobra trafia do kanonu popkultury. Legendarną można zobaczyć w Opętaniu Andrzeja Żuławskiego.
Gdy pierwszy raz oglądałem Opętanie, zrobiło na mnie duże wrażenie. Rodzinny dramat bohaterów, mistrzowsko odgrywanych przez Isabelle Adjani i Sama Neilla, oglądałem z rosnącym niepokojem i zaangażowaniem, a rozwijające się szaleństwo obojga intrygowało mnie do samego końca. Jednak im dalej w fabułę, tym mniej rozumiałem.
Przed drugim podejściem zacząłem szukać, sprawdzać, czytać… i wszystko nabrało sensu. Surrealistyczny koszmar o kobiecie, która traci zmysły, porzuca rodzinę i sypia z potworem, okazał się gorzką opowieścią o rozpadzie małżeństwa. Okropności na ekranie, odzwierciedlały jedynie (a może: chyba) okropności dziejące się w głowach i sercach bohaterów. Słynna scena w metrze, okazała się zaś niedosłownym, a przez to nawet bardziej wstrząsającym, przedstawieniem poronienia.
Istnieje też drugi film, którego nie zrozumiałem przy pierwszym podejściu. Dokładnie rzecz ujmując, nie zrozumiałem jego kultowego statusu. Phantasm w reżyserii Dona Coscarelli’ego, w Polsce znany (to jest dopiero horror) jako Mordercze kuleczki, przez lata zyskał uznanie specyficznej widowni i doczekał się aż czterech kontynuacji.
W pierwowzorze z 1979 mamy grabarza z piekła rodem, który ściga dwóch braci. Ten mroczny jegomość dowodzi armią karłów-zombie, a jego domeny – mauzoleum na pustkowiu – strzegą błyszczące, latające kule, które zamienią w sieczkę każdego intruza.
Zaskakujące, że artystyczny horror Żuławskiego skojarzył się komuś z filmem o nieśmiertelnym porywaczu zwłok i jego… kulach. A jednak! Teledysk Massive Attack do utworu Voodoo In My Blood, wyreżyserowany przez Ringana Ledwidge’a, zachowuje upiorną atmosferę sceny w metrze z Opętania oraz znajduje nowe (mniej mordercze, ale nie mniej straszne) zastosowanie dla lewitujących, robotycznych sfer.
Rosamunde Pike, znana szerokiej publiczności przede wszystkim jako Zaginiona dziewczyna, ponownie bada mroczne zakamarki ludzkiej duszy. Tym razem jednak jej szaleństwo jest znacznie bardziej żywiołowe i zniewalające. Jej bohaterka zostaje zahipnotyzowana przez latającą kulę i rozpoczyna spazmatyczny taniec pod dyktando nieznanych sił. Inspiracja Opętaniem szybko staje się jasna dla każdego, kto oglądał film, albo chociaż o nim słyszał.
Jednak to nie kalka, a twórcze przetworzenie. Mroczne korytarze zostały zastąpione przez żółcie i kontrast czerni z bielą, a upiorny taniec Isabelle Adjani z oryginału zastąpiły znacznie bardziej precyzyjne i starannie wystudiowane ruchy Rosamunde Pike. W połączeniu z muzyką powstaje spójna całość – dowód na to, że do materiału źródłowego można podejść jednocześnie z szacunkiem i nowymi pomysłami.
Opętanie, Voodoo In My Blood i Phantasm – sami zobaczcie, który obraz opęta Was najmocniej.
Adam Zyskowski
Lubisz ten tekst? Skomentuj i podaj dalej 🙂
Dobre propozycja na halloween, kiedy ktoś szuka inspiracji 🙂 W moim przypadku to nie do końca moje klimaty. Myślę, że to dobrze, kiedy inni inspirują się dobrymi produkcjami.
O Panie, ja to po obejrzeniu “Oszukać przeznaczenie” spać po nocach nie mogę, co dopiero po prawdziwym horrorze. Ale mam wielu znajomych, którzy uwielbiają te klimaty, chętnie im polecę. 🙂