Anomalisa – życie, którego chcesz i od którego uciekasz

Anomalisa to prosty film o trudnych sprawach. Albo trudny film o prostych sprawach. Johnson i Kaufman o życiu mówią jak wszyscy. I jak nikt inny.
Michael przyjeżdża do Cincinnati na konferencję telemarketerów. Napisał książkę o obsłudze klienta, teraz ma wygłosić wykład o wadze haseł z gatunku „Zawsze z uśmiechem” albo „Klient jest twoim przyjacielem”. Czy ktoś to wierzy? Pewnie tak. Czy on sam w to wierzy? Pewnie nie. Tyle o pracy. W życiu prywatnym Michael już od dawna nie widzi dobrego powodu, by się uśmiechać. Każdy dzień jest taki sam, chwile przelewają się przez palce, wszystko wydaje się nudne i bez znaczenia. Każdy człowiek zdaje się być dokładnie taki jak wszyscy inni – twarze i głosy stają się niemożliwe do rozróżnienia.
Nawet Bella, dawna miłość, wydaje się kolejną nijaką osobą wyrwaną z tłumu. A przecież wciąż powraca w myślach Michaela jako wyraźne wspomnienie i bolesny wyrzut sumienia. Ona nie rozumie, dlaczego wtedy ją zostawił i dlaczego teraz chce się spotkać w hotelowym barze. On jednak ma własne pytania. Czy ich związek rozpadł się, bo się zmienił? A może to ona się zmieniła? Co się wydarzyło i czy można było temu zapobiec? Michael wznosi toast za stare czasy, bo wtedy wszystko było inne, miało sens. Teraz jest już za późno – zaszła zmiana, a Bella ma taki głos i taką twarz jak wszyscy na tym cholernym świecie.

© Paramount Pictures
Gdy Michael jest o krok od (dosłownie) posypania się, wreszcie to słyszy – piękny, beztroski głos, który ściąga go znad krawędzi załamania. Radosna, nieporadna, szczera, z niską samooceną. Lisa okazuje się być tym wszystkim, czym Michael nie jest. Mężczyzna od razu się… To nawet nie zakochanie, a coś bliżej miłosnej psychozy. Lisa jest anomalią w życiu Michaela – jedyną osobą, która nie jest jak cała reszta; jedyną osobą, z którą czuje prawdziwą więź. Nic dziwnego, że MUSI ją przy sobie zatrzymać.
Gdy po namiętnej nocy Michael i Lisa snują przy śniadaniu plany na przyszłość, zwykłe życie zaczyna rozpychać się łokciami. Mężczyzna chce natychmiast uczynić kobietę częścią swojej codzienności, by już zawsze czuć się tak, jak przez kilka ostatnich godzin. Gdy Lisa zgadza się, by z nim zostać, natychmiast traci to, co czyniło ją wyjątkową. Jej twarz upodabnia się do wszystkich innych twarzy, głos przechodzi w nudny dźwięk, który wydaje z siebie każdy.

© Paramount Pictures
Anomalisa opowiada najstarszą i najstraszniejszą historię na świecie: gdy marzenie zostaje spełnione, przestaje być marzeniem. Gdy poznajemy kogoś nowego albo gdy relacja wchodzi na nowy etap, mamy skłonność do idealizowania. Tworzymy wyobrażenie tej coraz bliższej osoby. Oczywiste wady stają się zaletami; wszystko, co nie pasuje do pięknego obrazu, schodzi na dalszy plan, poza granice wzroku i rozsądku. Kim tak naprawdę jest Lisa? Nieważne. Michael wchodzi w relację ze swoim wyobrażeniem kobiety – takiej, jakiej pragnie i potrzebuje w swoim życiu – a nie z prawdziwą osobą. Gdy wyidealizowany obraz zaczyna rozmijać się z rzeczywistością, rozczarowanie jest nieuniknione, a pretensje można mieć tylko do siebie.
Tak to działa w miłości i tam przybiera najbardziej dramatyczną, bolesną formę. W końcu marzenia to często wszystko, co mamy. Może lepiej, by niektóre pozostały niespełnione? Antyczna lalka gejsza, którą Michael znajduje w sex shopie, jest reprezentacją marzenia o kobiecie idealnej, które zawsze pozostanie niespełnione. Jej mechaniczny głos zawsze będzie tak samo dźwięczny, precyzja wykonania zawsze będzie robić wrażenie. Jakkolwiek piękna nie byłaby to skorupa, nie można mieć złudzeń – to tylko skorupa. Trudno oczekiwać, by stała się czymś innym.
W przypadku ludzi nie jest tak łatwo. Często wierzymy, że możemy być kimś więcej, niż jesteśmy. Że zawsze będzie czas i okazja, by osiągnąć więcej, żyć lepiej. A skoro sami mamy ten potencjał, to może mają go też bliskie nam osoby? Ach, jakie to byłoby piękne, gdyby wszyscy mogli stawać się tylko kimś więcej! Jednak niemal wszyscy stają się z czasem kimś mniej.
Anomalisa zdaje się mówić, że jeśli w kontakcie z drugim człowiekiem nie chcemy dostrzec tego, kim jest naprawdę, skazujemy się na samotność. To, co postrzegamy w ludziach jako „mniej”, nie musi być ani gorsze, ani słabsze – może być po prostu inne, niż było kiedyś, może inne, niż byśmy sobie tego życzyli. I chyba warto to zaakceptować. W przeciwnym razie życie będzie tylko serią wciąż nowych początków, męczącą pogonią za marzeniami, które nie zdążyły się jeszcze rozmyć w codzienności.
Adam Zyskowski
Lubisz ten tekst? Skomentuj i podaj dalej 🙂