Cenzurowanie po nocy

Kto widział Zwierzęta nocy, ten na długo zapamiętał pierwsze minuty filmu. Chyba że żyje w Chinach albo ściąga kiepskie torrenty – wtedy nie zobaczył niczego.
Film Toma Forda rozpoczyna się sekwencją ujęć, na których widać nagie kobiety. Widać bardzo dobrze, bo nic nie odciąga uwagi widza. Napisy niespiesznie pojawiają się i znikają na ekranie, kobiety tańczą, a widz – chce czy nie – musi konfrontować się z obrazem. Dlaczego to brzmi, jak kara?
Bo to nie są piękne kobiety, jeśli oceniać ich urodę przez pryzmat powszechnych standardów. Niemłode, otyłe, ubrane w niedorzeczne stroje marszowej orkiestry, wirują w zwolnionym tempie. Można dokładnie obejrzeć fałdy tłuszczu, obwisłe piersi, kiepski makijaż… Obraz zaś działa silniej, niż słowo. Z obrazem trudno dyskutować – można co najwyżej ponieść osobista porażkę i odwrócić wzrok. Ale jeśli podąża się za intencją reżysera i przyjmuje obrazy, które przygotował, można dostrzec w tym groteskowym tańcu coś urzekającego i wyzwalającego, a przez to naprawdę pięknego. Jakby kobiety mówiły z ekranu: jesteśmy tu nagie i szczęśliwe, bo wreszcie nas widzisz. Może to nie jest to, czego się spodziewałeś, ale teraz twój czas i uwaga są tylko nasze. Zrobimy z nimi, co tylko zechcemy.
Oto jest bezwstydna wolność, której już od dawna nie czuje główna bohaterka Zwierząt nocy. Ironię pogłębia fakt, że Susan prowadzi galerię, w której wspomniane wyżej panie są… eksponatami. Kobieta sprzedaje ich ekspresję wolności (a można powiedzieć w uproszczeniu, że wolność) tak, jak niegdyś przehandlowała własną. W zamian otrzymała obietnicę beztroskiego życia w luksusie i klasowym spełnieniu, ale – jak to zwykle bywa – los zaśmiał jej się w twarz. To interpretacja, którą mamy raczej po obejrzeniu filmu, a nie w pierwszych jego minutach, ale faktem jest też, że ostatecznie o nią nietrudno.

© foto: Universal Pictures
Okazuje się jednak, że są tacy, którzy nie zobaczą nawet, gdyby chcieli. Nożyczki chińskich cenzorów tną bezlitośnie i na krążącej w internecie kopii – słabej jakości, z wtopionymi na stałe chińskimi napisami – tych tańczących kobiet po prostu nie ma. Jest to dziwne, ale też zrozumiałe, gdy zobaczy się co i z jakich filmów chińscy urzędnicy wycinali – na przykład tutaj. Pewnie sekwencja została usunięta ze względu na nagość, bo z filmu zniknęły też inne krótkie fragmenty, w których widać więcej kobiecego ciała. Wśród nich ujęcia na czerwonej kanapie, ważnej dla każdego, kto w filmie Forda będzie doszukiwał się szczególnego znaczenia detali.
Cenzor zebrał podwójną premię punktową. Nie tylko wyciął z filmu gorszącą cielesność, ale i mocny manifest osobistej wolności jednostki. W pierwszych minutach Zwierząt nocy widzimy beztroską wolność robienia tego, co się chce, ale też przekorną wolność robienia tego, co Społeczeństwo i Państwo wolałoby zepchnąć poza margines spraw dostrzegalnych. To nawet ciekawsze, gdy przypomnimy sobie, jakim krajem są Chiny i jak traktowana jest tam wolność ludzi oraz ich uniwersalne prawa.
Pozostaje pytanie: czy sztuka jest sztuką, gdy urzędnik wycina z niej wszystko, co niewygodne i tworzy uładzony, odpowiedni dla dzieci, staruszków i władzy państwowej obraz? Odpowiedź jest chyba bardziej niż oczywista. Warto ją jednak przypominać wszędzie tam, gdzie cenzorzy pchają się ze swoimi nożyczkami. Również w Polsce.
Adam Zyskowski
Lubisz ten tekst? Skomentuj i podaj dalej 🙂